Kilka słów o Edwardzie Gierku od Jacka Żakowskiego

Nie mam cukierka dla Gierka. Nie tęsknię za PRL. Jestem dumny z Polski, jaką dziś mamy.

Nawet gdybym się zderzył z parowozem, tobym nie wymyślił, żeby rok 2013 ogłosić rokiem Gierka. Dość mamy kłopotów. Ale skoro hasło padło i odezwał się chór śpiewający, że Gierek był be etc., trzeba wrzucić łyżkę dziegciu do miodowej beczki chórzystów. Jeśli historia ma być nauczycielką, to trzeba mówić o niej szczerze. Stać nas na to, bo Gierek, ZSRR ani powrót PRL nam już dziś nie grożą.


fot. Bartłomiej Barczyk / Agencja Gazeta

Po pierwsze, Gierek rządził w PRL, która miała ograniczoną suwerenność nie dlatego, że on się na to zgodził, ale dlatego, że tak ustaliły mocarstwa. Nie ma co robić mu zarzutu z geopolitycznego upośledzenia tamtej Polski. Trzeba się zastanowić, czy w obrębie pola manewru minimalizował, czy maksymalizował polskie szanse. Jeżeli robił dobry użytek z możliwości, to zasługuje na wdzięczność. Politycy zawsze funkcjonują w warunkach ograniczonych możliwości. Każdego można wdeptać w ziemię, jeśli się jego dorobek ocenia według aspiracji czy słusznych praw, a nie wedle realiów. Na tym polega dziś pisowska totalna krytyka rządów Tuska. Nie sądzę, by warto było iść tą drogą.

Po drugie, za łatwo jest przekreślać Gierka, wypominając pułapkę zadłużenia, w jaką pod jego rządami wpadła PRL. W podobnej sytuacji znalazło się wiele krajów, które w latach 70. próbowały dokonać skoku modernizacyjnego na kredyt. Kiedy Gierek obejmował władzę i decydował się na wielkie inwestycje wsparte pożyczkami z Zachodu, podstawowa stopa procentowa dla kredytów dolarowych wynosiła niespełna 6 procent i była w fazie spadkowej. W drugiej połowie lat 70., po kryzysie naftowym, stopy poszybowały. W grudniu 1980 r. osiągnęły historyczne maksimum – 21,5 proc. To spowodowało globalny kryzys zadłużeniowy, którego częścią były problemy PRL. Gdyby przy dzisiejszym zadłużeniu Polski oprocentowanie naszego długu skoczyło blisko czterokrotnie – jak w latach 70. – Tusk znalazłby się w sytuacji nie lepszej niż Gierek.

Po trzecie, mając za sobą problemy z realizacją wielkich inwestycji za unijne pieniądze, powinniśmy pokorniej patrzeć na inwestycje gierkowskie. Sporo z nich służy do dziś – z Portem Północnym, gierkówką, węglówką i warszawskimi dwupasmówkami na czele. A III RP też ma swoje sypiące się autostrady, mosty donikąd, niedokończone drogi, stadiony ponad miarę, opery ponad możliwości, lotniska ponad potrzeby.

Po czwarte, znając nasze dzisiejsze problemy, także na bilans lat 70. zdrowo by było patrzeć z odrobiną pokory. Zwłaszcza gdy spór o Gierka rozgrywa się jednocześnie z ogłoszeniem przez „The Economist” jubileuszowego, 25. rankingu krajów, w których najlepiej jest się urodzić. U schyłku „zmarnowanej dekady” lat 80., w 1988 r., Polska zajmowała w tym rankingu 23. miejsce. Dziś zajmujemy 33. Przegoniły nas m.in.: Słowenia, Portugalia, Kostaryka, Chile, Singapur, Izrael (mimo wojny!). Warto pomyśleć, dlaczego zdaniem szanowanych autorów jakość życia i jej perspektywy na dwie najbliższe dekady mamy dziś relatywnie gorsze niż ćwierć wieku temu.

Po piąte, pod względem praw człowieka, praworządności, swobód obywatelskich PRL Gierka była miejscem paskudnym, choć dużo lepszym niż za późnego Gomułki czy Jaruzelskiego, nie mówiąc o Bierucie. Ale był to „najweselszy barak w obozie”. Kraj wolności, o jakich obywatele innych państw RWPG i Układu Warszawskiego marzyli. Dziś to my marzymy, żeby Polska spełniała te humanitarne, wolnościowe i praworządnościowe standardy, które w starej Unii są normą.

Nie mam cukierka dla Gierka. Nie tęsknię za PRL. Jestem dumny z Polski, jaką dziś mamy. Ale ta duma nie wymaga odbierania zasług Gierkowi i nie usprawiedliwia poczucia wyższości wobec tamtych realiów, od których szczęśliwie historia nas uwolniła.

Dodaj komentarz